Bajka o Manitu Wielkim Manifestorze
Mani nie wierzy w boga, ani siły natury,
Gdyby mógł to sam by się stworzył
Ma żyłkę do dyktatury
Już będąc dzieckiem pił mleko od krowy,
Sam sobie zmieniał pieluchy
Nikogo nie słuchał, matki ani ojca, czyżby Mani był głuchy?
Ani głuchy ani niemy, takie po prostu maniery
Samotny wojownik, boleśnie skuteczny
Poznał tajniki kariery
Energia yang przez niego płynie, wpływowy jest i waleczny
Samotny jeździec apokalipsy, wydaje sie aspołeczny
O pomoc nigdy nie poprosi, wie co, gdzie, jak i kiedy
Reszta plemienia mu czasem zazdrości
Nie zazna on nigdy biedy
Gdy pomysł ma, wnet zrywa się
Drża czlonkowie plemienia,
Że co? że jak? o co chodzi? czy koniec już siedzenia?
Strach sieje i zniszczenie wciąż
Gromami rzuca ze złości
– Walczę nie „przeciw” ale „o”
brak czasu na zawiłości!
Co mu pomoże wyjść z matni tej, na nowo miłością zapałać?
Może po prostu, od dziś po śmierć, mówić, dopiero działać.
Niech Cię Izka, dobra jesteś !